Przejdź do głównej zawartości

DRODZY PAŃSTWO, WZIĘŁAM I ZABIŁAM

Dziś rano nie pomyślałabym, że ten dzień będzie tak tragiczny. Zaczął się przecież całkiem normalnie. Wstałam dosyć późno, gdyż nie miałam dzisiaj zajęć. Odhaczałam spokojnie kolejne punkty mojej porannej rutyny. Wstać - odhaczone. Napisać do ukochanego- odhaczone. Przejrzeć Facebooka przy porannej herbacie z porannego herbacianego kubka (serio!)- odhaczone. Jeszcze kilka punktów jest na tej liście, ale przecież nie chcę Was zanudzić.


Później trzeba było się zająć robotą. Najpierw przejrzałam co słychać w blogosferze, ogarnęłam co trzeba zrobić na uczelnię. Nudy. W międzyczasie można sobie pyknąć odcinek jakiegoś amerykańskiego serialu. Posprzątałam mieszkanie, zrobiłam zakupy i nadeszła ta przerażająca chwila.


Podeszłam do zlewu w kuchni, ilość naczyń piętrzyła się niczym stos włóczek w szafie dziewiarki, która wygrała w lotka.

-No nic, trzeba jeszcze pozmywać- pomyślałam i wzięłam się do roboty, nie spodziewajc się skutków tej prozaicznej czynności. Musicie wiedzieć, że szczerze nienawidzę zmywać. Chociaż może ja nie umiem. W każdym razie nieziemsko mnie to irytuje. Piana rozlewa się po całym mieszkaniu. Piana na mnie, w nosie, w oczach, włosach. Ponad to paznokcie i skóra dłoni się niszczy. Niby zmywam w rękawiczkach a i tak się niszczy trzeba smarować kremem, a potem nic nie dotkniesz bo będzie tłuste.


Do rzeczy, wszystko namydliłam i wyszorowałam (niedługo do szorowania będę musiała używać młota pneumatycznego) Przyszedł czas na płukanie. Tego też nie lubię. Woda chlapie jak pies otrząsający się po deszczu, a ręce po same łokcie mokre, a śliskie jest dosłownie wszystko. Właśnie! Słowo klucz! ŚLISKIE...


Płuczę swój śliczny kawowy kubek w koty na specjalne okazje (serio!), a on nagle... JEB! ...upuściłam na talerz, który nie przetrwał starcia z przedmiotem lecącym z siłą na tyle znaczną by uszkodzić biedaczynę.


Zabiłam go. Nie był on ładny, nie był on nawet mój, bo był w wyposażeniu stancji którą wynajmuję. Ale przecież on miał swoją talerzową rodzinę, talerzową historię. Może ktoś kiedyś oświadczał się swojej ukochanej jedząc romantyczną kolację z tego właśnie talerza, albo ktoś uczył się po nocy do bardzo ważnego kolokwium podjadając z niego kanapki z Nutellą.


Czy przedmioty nie zapisują historii? Czy to źle doceniać przedmioty, nawet te najdrobniejsze, które nas otaczają? Z jednej strony, tej negatywnej, to trochę materializm jednak myślę że docenianie rzeczy, które kojarzą nam się z różnymi sytuacjami w życiu materializmem już nie jest. Dlatego też kocham stare rzeczy. Kocham też z tego powodu swoje rzeczy i nie lubię jak się niszczą. Od dzieciństwa tak mam. Dobrym przykładem jest miseczka, którą miałam w dzieciństwie. Była mała biała i miała trzy delfinki na dnie. Jadłam z niej kisiel i im mniej go było w miseczce tym bardziej widoczne były delfinki. Gdy pękła prawdopodobnie pod wpływem temperatury byłam zrozpaczoną i niepocieszoną pięciolatką. Kurczę dalej mi szkoda tej miseczki, chociaż może dla niektórych głupio to brzmieć.


Kocham też takie przedmioty, których pochodzenia nie znam. Mogę sobie wyobrażać jak brzmi jego historia i osoby, które są z nim związane. I idealnym przykładem takiego przedmiotu jest ten sweter. Nie zrobiłam go , tylko znalazłam niedokończony na strychu w starej szafie. Tylko zszyłam przód z tyłem bo był robiony w częściach na drutach prostych. Pytałam się mamy i babci, żadna nie mogła mi powiedzieć skąd ten sweter się tam wziął. Stwierdziłam, że sweter jak i dziewiarka, która go wykonała zasłużyli na docenienie. Gdyż jest to naprawdę dobra roboty a ażur na przodzie jest śliczny, a mam podejrzenie że robiony kilka pokoleń w tył, czyli dostęp do internetu jak i literatury był co najmniej delikatnie mówiąc niewielki.


Ps. Tak naprawdę umiem zmywać i nie potrzebuję żadnego młota, ale naprawdę nie przepadam za tą czynnością ;)




Komentarze

  1. Ładny top będziesz miała i szkoda, że leżał na strychu:) Niektórzy potrafią wyrzucić resztę serwisu tylko dlatego, że stłukł się jeden talerz:) A ja ma korzystam nawet z pojedynczych pozostałych po całych kompletach:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam nawet szczególnie na co dzień nie zwracam uwagi czy to jest do tego jakiś komplet czy nie. Wyjątkiem są święta, bo wtedy wiadomo, musi być odświętny klimat ;)

      Usuń
  2. Też mam taki sentymentalny stosunek do przedmiotów i zdarzyło mi się smucić po rozbitym kubku ;) Znaleziona bluzeczka bardzo fajna, ale z tym ograniczeniem dostępu do wiedzy bym nie przesadzała były książki, pisma lepsze niż dziś i dziewiarki miały swoje zeszyty z wzorami którymi się wymieniały międzypokoleniowo, tak więc życie przed epoką internetu istniało ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy się ja podejrzewam, że zaczęła go moja prababcia, która z tego co wiem wszystko miała w głowie, znaczy się tu coś zobaczyła tam coś zobaczyła i zapamiętała ;) Dla mnie samo robienie z głowy bez wzoru to już kosmos :P

      Usuń
    2. Często w tych ciężkich czasach robiłam coś ''z głowy '' i całkiem nieźle to wychodziło ,a teraz szuka się w necie i ciągle jest coś nie tak jakby się chciało.A bluzeczka świetna ; ciekawy pomysł, warty zastosowania .Pozdrawiam .

      Usuń
    3. Myślę, że to trochę dlatego, że wzory są pisane do danych rozmiarówek, a przecież każda sylwetka jest inna :D

      Usuń
  3. Sweterek wygląda cudnie i szlachetnie. Dziergałam w czasach bez internetu, korzystałam z gazetek, koleżanek i ich mam. Spisywało się wzory, rysowało a inwencja twórcza była nieograniczona. Dziś łatwy dostęp do wzorów i to jeszcze rozpisanych na różne włóczki i rozmiary zabiła kreatywność. Z tego też powodu trudno mi było zrozumieć,że ktoś wzory sprzedaje a jeszcze bardziej,że bez gotowego wzoru na określony rozmiar i określoną grubość włóczki ktoś nie potrafi udziergać sweterka. A od czego są próbki i matematyka?
    Niestety nie było też możliwości fotografowania tego co dziergałam. Włóczki zaś były używane te, które udało się nabyć. Niemniej uważam,że ówczesna anilana była całkiem niezła i dobrze noszalna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie coś się zepsuło, bo z jednej strony dostęp do włóczek jest ogromny oby mieć na to pieniądze, pomysłami możemy się wymieniać nie tylko z koleżanką ale z dziewiarkami z całego świata, a jednak zamiast kombinować i korzystać z wszystkiego co jest leci się na gotowcach (dobra, przyznaje się ja lecę na gotowcach i usilnie staram się to zmieniać tylko średnio ze skutkiem)

      Usuń
  4. Miałam taki ukochany talerze w dzieciństwie :D z króliczkami. Teraz z niego je moja siostrzenica^^
    Chyba nawet minimaliści mają sentyment do pewnych przedmiotów ;) chociaż ja to minimalistką nie jestem ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie jestem, za bardzo lubię mieć rzeczy i za bardzo obdarzam je nagle uczuciami :P

      Usuń

Prześlij komentarz