Przejdź do głównej zawartości

Podsumowanie czytelnicze-Październik

Źródło: tumblr.com

Będzie krótko, niestety. Nie mam czasu czytać. Matura te sprawy. Zostało pół roku do końca roku, a potem wracam do czytania w normalnych dla mnie obfitych ilościach. I dziergania, i wielu innych rzeczy na które mam ochotę, a nie mogę. Dobra, koniec marudzenia za kilka lat będę, za tym wszystkim co teraz tęsknić :) A teraz co zdążyłam przeczytać.


Na pierwszy ogień "Ferdydurke" Gombrowicza. Historia przedstawia mniej lub bardziej powiązane ze sobą sceny z życia  Tyle, że ja tego nie czytałam tylko słuchałam audiobooka co ma ogromny wpływ na moją ocenę. Wersję, którą słuchałam czytał Pan Piotr Fronczewski. Wielki ukłon w Jego stronę! Dzięki genialnemu lektorowi ja tą trudną i abstrakcyjną książkę w ogóle zrozumiałam. Przynajmniej tak mi się wydaje, ale to czasami złudne jest przed lekcjami polskiego :) W każdym razie mnie ta książka naprawdę bawiła. Jest jak kabaret, wszystko przesiąknięte ironią i bezsensem. No i zrozumiałam, że "Słowacki wielkim poetą był" Jak mogłam wcześniej tego nie dostrzec :P

Następnie chwyciłam francuski kryminał "Płaszcz z wielbłądziej wełny" Michela Lebruna. Króciutka opowieść o tym jak alkohol i zazdrość doprowadzają człowieka do upadku moralnego jak i fizycznego. Fajne nie przewidywalne i lekkie. Można doszukać się motywów Makbetowskich i Zbrodnio-i-Karowskich (coś mi odmiana nie wyszła :P) Ale to już skrzywienie, bo ja wszędzie doszukuję się połączeń między tym co czytam dla przyjemności, a co kazali mi przeczytać. Poza tym to nie był taki zwykły kryminał. Tzn. historia jest przedstawiona z punktu widzenia mordercy nie śledczego (jak właśnie w Zbrodni i Karze) Jak tak pomyśleć to była naprawdę rozwijająca książka. Właśnie doszłam do tego wniosku- geniusz ze mnie :P

W międzyczasie przeczytałam coś dla mnie raczej nieoczywistego. Przeczytałam romans. I może nie byłoby to nic dziwnego gdyby nie fakt, że ja raczej unikam takich zwykłych typowych romansów, zawsze muszą mieć coś wyróżniającego się (jak np. przepisy w "Spotkajmy się w kawiarni" z posumowania lipcowego) A ten był do bólu, prosty, przewidywalny i... no słodki był, nie powiem, że nie. Dziewczyna, stadnina koni i mega przystojny właściciel, wielka miłość, która pokonuje wszystko. Mowa tu o "Weronice" Kathryn Haig. Normalnie jak słyszę, że mam o takich rzeczach czytać to zrobię obłąkaną minę (a ja nie panuję nad mimiką twarzy) i powiem, że zostanę przy swoich mordobiciach.  A tu niespodzianka! Podobało mi się. Takie luźne to było, ja miałam wolny wieczór. Ten z rodzajów smutnych, jesiennych. Chyba mi się po prostu w pogodę i humor książka wbiła. No i były konie, a ja kocham konie :D

To już wszystko. Mówiłam, że mało. Zostawiam Was z piosenką, która towarzyszyła mi przy pisaniu tego posta. Słuchając, koniecznie napiszcie mi co Wy czytałyście w październiku :D


 Buziaki i do następnego kliknięcia :*

Komentarze